logo


Ber  Mark (1954), Twórczość pisarzy poległych w gettach i obozach, Warszawa,
rozdz. VIII (s. 160 – 186).

© Tekst polski Dariusz Dekiert 2005

 

(160)

Także inne getta miały wyrazicieli swego bólu i gniewu, pisarzy opłakujących je i tworzących własną spuściznę literacką: getto łódzkie – Szajewicza, wileńskie – Hirsza Glika, krakowskie – Gebirtiga. Tak samo jak w getcie warszawskim w gettach łódzkim, wileńskim, białostockim i lwowskim zaginęło wiele dzieł autorów znanych i anonimowych, umierając wraz ze swymi autorami. Pisarze przetrwali getto łódzkie z wielu powodów – łódzkie getto zostało ostatecznie zlikwidowane na samym końcu, dopiero latem 1944 r., z powodu ofensywy Armii Radzieckiej. Także z getta wileńskiego ocaleli nieliczni autorzy – z powodu działalności tamtejszych partyzantów i akcji ratunkowych prowadzonych przez rząd radziecki. W opracowaniu niniejszym nie będziemy zajmowali się twórczością pisarzy ocalałych, gdyż po pierwsze wychodzi to poza ramy naszej pracy, poświęconej pisarzom zmarłym, a po drugie wielu z nich wydało po wyzwoleniu swoje dzieła.

(161)

Mówiąc o twórczości literackiej getta łódzkiego wymieniliśmy Szajewicza jako najważniejszego jej przedstawiciela. Nie znaczy to jednak, że autor ten koncentruje w sobie najważniejsze i charakterystyczne elementy twórczości literackiej getta łódzkiego. Łódź była po Warszawie drugim co do wielkości centrum literatury żydowskiej w okupowanej Polsce. W Łodzi przeważał element młody. Ale zarówno fakt, że istniała tam skoncentrowana grupa literacka, a także pojedynczy pisarze (...) jest wystarczającym dowodem, ze właśnie tam było drugie centrum po Warszawie.

W getcie łódzkim znaleźli się następujący pisarze:

Abramowicz Ester, Ulianower Miriam, Icynger Izrael-Ber (Alter Sznur), Bunin Sz. D., Berman (Graf Kali), Bernsztajn Sz., Briks Jerochmiel, Garfinkel Feliks, Guterman Ber, Gliksberg, Hersz, Gerszt J., Hofman Alter, Wolinska Rachel, Wolman Mosze, Zelikowicz Józef, Joachimowicz Abraham, Janowski Szymon, Lajzerowicz, J., Lewi Hinda, Mansfeld, Sanek Mosze, Fabrikant B. (pisarz hebrajski), Paciorek Abraham, Frankental Motl, Rozenfarb Chawa, Szajewicz Symcha-Bunim, Szpigel Szaja, Kwiatkowska Rywa, dziennikarz Sz. Rozensztajn i inni.

Powyższa lista zawiera nazwiska znane od dawna (Miriam Ulianower), młodych początkujących pisarzy którzy zaczęli tworzyć dopiero w getcie (Rachel Wolinska), a także takich, których talent dopiero tam się ukształtował i weszli oni do literatury jidysz jako poeci czasów getta (Symcha-Bunim Szajewicz). Znajdują się na niej pisarze rewolucyjni (Feliks Garfinkel, Alter Hofman, Hersz Gliksberg), a także tacy którzy przybyli z innych środowisk i dopiero w warunkach gettowych zradykalizowali się i uaktywnili (Izrael-Ber Icynger). Są tu też tacy, którzy zaprzedali swoje pióra reżimowi Rumkowskiego (Graf Kali, Sz. Rozensztajn). Są na niej jednostki wybitnie utalentowane i słabi literaci.

(162)

Ogromna większość wymienionych pisarzy zginęła.

Tak samo jak w getcie warszawskim wśród literatów getta w "Litzmannstadt" da się zauważyć szerokie spektrum zachowań: z jednej strony – niewielka grupa pisarzy, którzy sprzeniewierzyli się posłaniu literackiemu stając się trubadurami (...) M. Ch. Rumkowskiego (...), z drugiej zaś strony – o wiele większa, centralna część pisarzy (...) ceniących  świętość słowa żydowskiego i piszących tak, jak dyktowało im sumienie pisarza – posłańca społeczności.

Pewien badacz literatury czasu Zagłady nazwał twórczość literacką getta łódzkiego "literaturą dworską" reżimu Rumkowskiego. Określenie to jest jak najbardziej nieprawdziwe. Badacz ten widział pojedyncze zjawiska, nie dostrzegł zaś głównej linii podziału.(...)

Oczywiście takich tonów jak w literaturze getta warszawskiego nie usłyszymy w Łodzi. Nie oznacza to, że nie było ich u niektórych łódzkich pisarzy – ich twórczość zginęła jednak wraz z nimi. Wiemy przecież, że istnieli w getcie twórcy jak Feliks Garfinkel, Alter Hofman, Hersz Gliksberg, wszyscy trzej komuniści, działacze podziemia w getcie łódzkim. Niestety twórczość ich nie zachowała się. Jednakże naoczni świadkowie opowiadają o ich życiu, twórczości i działalności konspiracyjnej pod okrutnym panowaniem Rumkowskiego.

(163)

"Poeta żydowski Feliks Garfinkel był członkiem egzekutywy komisji międzystowarzyszeniowej. Został aresztowany w roku 1942. W czasie całego pobytu w getcie pisał on wiersze na bibule. Znał na pamięć literaturę żydowską i rosyjską. Był zapalonym wielbicielem Związku Radzieckiego... Kiedy wywożono nas do Oświęcimia, trzymał w ręku paczuszkę ze swoimi pismami. W chwili gdy zabierano nam wszystko zwrócił się do jakiegoś Żyda z grupy porządkowej: "Jestem poetą żydowskim, Mam tutaj całe moje życie. Chciałbym, żeby to pozostało". Tamten zaś odpowiedział mu brutalnie: "Żydzie drogi, czy wy wiecie, gdzie wy jesteście? Jesteście w Oświęcimiu". Potem wyrwał Garfinkelowi wiersze i wyrzucił na stos przedmiotów. Moment ten był dla Garfinkla największą tragedią jego życia". (...)

Krawiec i komunista Alter Hofman, który swoimi interesującymi nowelami zdążył zdobyć sobie pozycję jeszcze przed wojną, w getcie pisał opowiadania. (...) Niestety one również zaginęły, podobnie jak pieśni i poematy Garfinkela.

Trzeci, Hersz Gliksberg, zgodnie z relacjami świadków zorganizował w getcie grupę literacką, opanowaną przez postępowe idee. W dziełach Gliksberga – opowiadają świadkowie – dźwięczały tony walki, niestety także one zaginęły.

(164)

Wiele z tonacji walki dźwięczy także w prymitywnej twórczości dziesiątków pisarzy ludowych, znanych i nieznanych, których część znaleziono po wojnie na terenie getta, lub też zostały odtworzone przez pozostałych przy życiu świadków. Oryginały lub odpisy tej twórczości znajdują się w archiwach ŻIH.

Centralną postacią w żydowskim świecie literackim była Miriam Ulianower. Choć sama nie pisała zbyt wiele, to właśnie wokół niej koncentrowało się większość pisarzy. Przyczyna tak niewielkiej ilości dzieł stworzonych przez Ulianower leżała być może w tym, że była ciężko chora. Jednakże również z tak niewielkiej ilości nie pozostało nic. W biednej izdebce Ulianower zostało założone koło literackie, wokół którego gromadził się najzdrowszy element życia literackiego w Łodzi.

Otoczenie Ulianower, do którego należeli zarówno Garfinkel i Hofman, jak i inni uczciwi pisarze, dramaturdzy i noweliści reprezentował prawdziwą żydowską literaturę – w przeciwieństwie do centrum dywersji, stworzone przez ludzi najbliższych Rumkowskiemu.

(165)

(...) W łódzkim getcie istniała cała literatura na cześć Rumkowskiemu. Wydawana z zarządzenia Prezesa gazeta codzienna pełna była "myśli" i "rozwiązań" zdegenerowanego dyktatora. Garstka piszących w jidysz i po niemiecku sprzedajnych ludzi pióra opiewała krwawego starca w odach i biografiach w zamian za dodatkową kartkę żywieniową, lub marną posadę.

Pośród tej rzeszy nadwornych śpiewaków, w większości grafomanów, wyróżniają się dwaj, mający już wcześniej związki ze słowem pisanym w języku jidysz: dziennikarz Szmuel Rozensztajn i humorysta Berman (Graf Kali). Rozensztajn, łódzki korespondent dziennika "Hajnt", był referentem prasowym Rumkowskiego i wydawcą "Gettocajtung." To właśnie on był autorem wszystkich informacji i artykułów pisanych w pierwszej osobie, w imieniu Rumkowskiego. (...)

Rozensztajn był nie tylko automatycznym wykonawcą publicystyki Rumklowskiego. Stworzył całą apologetykę "Chaima I". (...) W tej poniżającej pracy brało udział także kilku plastyków, tworzących obrazy przedstawiające Rumkowskiego jako ojca getta, opiekuna wdów i sierot.

(166)

Na obronę przynajmniej części tych artystów – na przykład Izaaka Brojnera – można jedynie stwierdzić, że jednocześnie malowali także okrucieństwo getta.

Szmuel Rozensztajn prowadził jednocześnie oficjalną kronikę getta, gdzie zapisywał wszystkie dobre uczynki prezesa Rumkowskiego(...) Oczywiście w kronice Rozensztajna i Rumkowskiego są również interesujące szczegóły o życiu codziennym w getcie(...)

(167)

Rozensztajn nie był jedynym nadwornym śpiewakiem. Taki "Graf Kali" na wieki splamił się dwoma piosenkami "Dawid Gertler" – pieśń pochwalna na cześć krwawego mordercy i agenta Gestapo Gertlera, przeklinanego po tysiąckroć przez masy żydowskie w łódzkim getcie.

Obie piosenki zostały odnalezione na terenie getta i są obecnie w zbiorach ŻIH.(...)

W drugiej pieśni zapewnia Berman więźniów getta, że z takim Gertlerem "Żydzi mogą spać spokojnie."(...)

(168)

Wydaje się, że niżej niż "Graf Kali" nie upadł już żaden ze sprzedajnych ludzi pióra w gettach.

Analizując sytuację w getcie łatwo można dojść do wniosku, że żadne inne getto nie było tak zinwigilowane, ujęte w kleszcze agentów okupanta jak właśnie łódzkie. Rumkowski trzymał wszystko w żelazną ręką. (...) Do tego dochodzi jeszcze fakt,  że żadne getto nie było tak hermetycznie zamknięte. W takich warunkach nie wszyscy pisarze wytrzymywali i gdy niektórzy z nich chcieli zdziałać coś dla siebie lub swojej rodziny, musieli przyjść do Rumkowskiego, lub kogoś z jego świty. Mimo to nie było zbyt wielu przypadków bezpośredniego zwrócenia się do sadystycznego dyktatora ze strony artystów. Odnaleźliśmy zaledwie notatkę o takim przypadku (...) między papierami malarza i poety J. Lejzerowicza.(...) Poematy Lejzerowicza są nierzeczywiste, na poły mistyczne, często po prostu niezrozumiałe. Sprawiają wrażenie, jakby autor cierpiał na poważny szok nerwowy, jakby były to przedziwne halucynacje. Z wierszy emanuje atmosfera śmierci, czarnych wizji wisielców, gilotyn, demonów. W takim nastroju rzeczywiście łatwo mogła przyjść do głowy myśl o zwróceniu się do Rumkowskiego i Gertlera.

Z pewnością takich próśb, lub nawet hymnów pochwalnych ze strony wielkich getta było wiele. Świadczy o tym cytowany niżej fragment poematu młodego poety z getta. Przykład Rozensztajna i "Grafa Kali" z pewnością demoralizował. Większość pisarzy zachowała jednak godność, nie zważając na nic. (...)

(169)

W podobny sposób zareagował także pisarz Szymon Janowski, znany sprzed wojny dzięki swym satyrom i humoreskom. Z zachowanej w zbiorach ŻIH piosenki – najprawdopodobniej odpisu, Janowski wylewa wszystkie swe żale na głowy wrogich ludowi elementów. Piosenka nosi charakterystyczny tytuł "Taniec na waszych głowach."

W piosence "Moje ziarna" widać doskonale decydującą linię podziału pośród światka literackiego w getcie łódzkim. Były dwie strony barykady: "Graf Kali", Rozensztajn i "pisarze za trzy marki" po jednej, a Garfinkel, Hofman, Gliksberg i całe otoczenie Ulianower z drugiej. Oprócz tego istniał w Łodzi także typ wahający się, siedzący na barykadzie okrakiem - jedna noga po jednej, druga po drugiej stronie. W przeciwieństwie do pisarzy zbierających się nielegalnie typ ten prowadził życie maranów. Na zewnątrz pisał w duchu lojalności, po cichu jednakże, dla siebie, tworzył dokumenty oskarżające zarówno reżim okupanta, jak i zdradziecką judenratowo – policyjną klikę. Typowym przedstawicielem takiego typu twórczości literackiej jest Józef Zelkowicz. W getcie warszawskim nie znaleźliśmy w kręgach literackich takiego zjawiska.

(170)

Jest to specyficzny wytwór warunków stworzonych przez Rumkowskiego.

Józef Zelkowicz znany był przed wojną jako autor artykułów na temat wychowania. W getcie próbował pisać piosenki i opowiadania;. Jednakże próby te były – jak opowiadają świadkowie – niespecjalnie udane. Niestety nie przechowały się one, więc ciężko jest je oceniać. W zbiorach ŻIH zachowały się jednakże jego reportaże i kronika, w których doskonale widać podwójne życie autora.

Reportaże, przedstawiające resorty pracy w łódzkim getcie, pisane były na zamówienie. Prezes Rumkowski chciał wystawić sobie pomnik, zarówno w sztukach plastycznych, jak i w literaturze. Zelkowicz – podobnie jak wielu plastyków – przyjął to zamówienie. Obrazki z pracy w resortach napisane są ładnym językiem, dają też wiele materiału do obserwacji. (...)

W tym samym czasie, w którym tworzył literaturę dworską, pisał Zelkowicz także swoją kronikę "Wrzesień 1942", która jest najbardziej wstrząsającym dziennikiem gettowym tamtego czasu.

(171)

W obrazowy, plastyczny sposób, z solidną podbudową psychologiczną opisuje Zelkowicz straszne "wysiedlenie" dzieci i starców. (...)

Józef Zelkowicz był pracownikiem archiwum getta. (...) W przeciwieństwie do Warszawy, czy Białegostoku było to archiwum legalne, archiwum Judenratu. (...) Oczywiście także w Łodzi istniały elementy wrogie Judenratowi. Chociaż nie próbowały one stworzyć własnego, nielegalnego archiwum, udało się im część dokumentów i dzieł. W wielu miejscach ukryto ważne teksty, niestety tylko część zachowała się po wyzwoleniu. (...)

Oprócz reportaży i kroniki Zelkowicza, paczki notatek J. Lejzerowicza oraz polskich zeszytów, o których będzie jeszcze mowa znaleziono również część pism Simchy Bunima Szajewicza,

(172)

paczkę piosenek Izraela Bera Icyngera, piosenkę młodego poety Daniela Rozenzafta ze Zduńskiej Woli, paczkę notatek o życiu literackim getta łódzkiego i kilka dzienników.

Między znalezionymi pismami wyróżniają się dwa poematy Simchy Bunima Szajewicza: "Lech lecho" (Idź sobie) oraz "Wiosna 5742" (Wiosna 1942). Jak wynika z listu Szajewicza, znalezionym wśród ruin getta w stercie śmieci, napisał on jeszcze jeden poemat. (...)

Oba uratowane poematy należą do najlepszych dzieł stworzonych w ciemnym czasie życia gettowego i Zagłady.

"Lech lecho", pod którym figuruje data "Luty 1942" napisane jest w formie monologu, wygłoszonego przez autora do córki Blimele. (...)

(173)

Poeta przywołuje we wspomnieniach wszystkie "Idź sobie", które musiał wycierpieć naród żydowski w czasie swej wieloletniej historii, pod różnymi reakcyjnymi reżimami. Żadne wypędzenie nie było jednak tak straszliwe jak te z roku 1942. W literaturze getta wiele napisano o wysiedleniach, żadne dzieło nie było jednakże tak ostre i wyraziste jak poemat Szajewicza. Przywołuje wszystkie rekwizyty biednej żydowskiej izdebki, opisuje głód, zimno i strach, w niej panujące (...)

Smutek poety jest jednak daremny. Nie widzi ziarnka nadziei, nie dostrzega bezpiecznego brzegu.(...)

(174)

Nad poematem unosi się wielkie pytanie, które poeta odczytuje z oczu Blimele: Dlaczego? Na to "Dlaczego" poeta nie umie znaleźć żadnej odpowiedzi, ani wytłumaczenia.(...)

Jednakże, choć można u poety wyczuć odważne tony, nie umie on znaleźć przyczyny katastrofy i ostatecznie pozostawia pytanie niewinnego dziecka bez odpowiedzi.

W poemacie tym nie znajdziemy wezwania do oporu. (...)

Podczas gdy w poemacie "Lech lecho" ból poety tłumiony jest przez łagodny ton jego wypowiedzi i dopiero w ostatnich wersach słyszalne są tony mocniejsze, w drugim poemacie "Wiosna 5742", przesyconym wielkim gniewem i ostrym sarkazmem, przez co oddziaływuje on mocniej niż pierwszy. Jest wiosna 1942, niedługo święto Pesach, niebo się cieszy, a świat odradza się  na nowo – i właśnie na tle nowonarodzonej natury bezlitosny mord na narodzie staje się jeszcze bardziej okrutny.

(175)

Głód hula jeszcze gwałtowniej niż przedtem, Żydzi całymi stadami spędzani są do wywózki, dzieci prowadzone są na śmierć, młodzież ginie. (...)

Gniew poety wyrażony jest również w formie artystycznej poematu. Rozsadza ona strofy, niszczy regularną budowę wersu. W strofach o nieregularnej rytmice wyraża Szajewicz całe okropieństwo getta, a robi to na tyle mocno, plastycznie i zgodnie z wydarzeniami, że wydaje się, jakby to nie była prawda, lecz jakaś chora halucynacja. Lecz gdy porównać ociekające krwią strofy z rzeczowymi kronikami i dziennikami oraz z opowiadaniami świadków, pełna i okrutna prawda historyczna ukazuje się w całej okazałości. W ciągu krótkiego czasu dzielącego ten poemat od wcześniejszego "Lech lecho" poeta wzbogacił się o smutne doświadczenia, dojrzał ideowo. (...)

(176)

Z podobnego otoczenia jak Szajewicz wywodzi się drugi poeta getta łódzkiego, nie tak utalentowany jak on, lecz nie mniej produktywny – Izrael Ber Icynger, lub, jak podpisywał swe utwory, "Alter Sznur".

Alter Sznur przeszedł w getcie charakterystyczną drogę rozwoju: od religijnego, wierzącego w siły ponadnaturalne artysty do buntu przeciwko Bogu, ludobójczemu reżimowi i wyzyskowi socjalnemu w getcie.

W swoich poematach porusza Alter Sznur najważniejsze problemy getta. Wyraża nadzieję na ocalenie, wtedy – jak mówi poeta – żółta łata, do której noszenia zmuszono Żydów stanie się symbolem hańby dla prześladowców, a na jej miejsce nastanie wolność i światłość (poemat "Gwiazda Dawida").(...)

Wyrażając uczucia mieszkańców getta, Alter Sznur pisze ostre pieśni potępiające policję gettową i Rumkowskiego  ("Czarny Żyd", "Piętnaście marek", "Jestem policjantem") (...)

(177)

Alter Sznur rozwinął w getcie intensywną działalność literacką. Organizował nielegalne pismo pod nazwą "Geto Szriftn". Znajdują się tam wiersze podpisane przez "A. Sznur" oraz utwory podpisane innymi nazwiskami, jak Mordowicz, M. Grinwald, A. B. Fridman, Abraham Majzels, Sadenkiewicz. Były to przeważnie utwory satyryczne skierowane przeciwko zarządcom getta, opisy niewolniczej pracy w resortach, wierszowana kronika życia w getcie. Większość z tych nazwisk była najprawdopodobniej pseudonimami samego Alter Sznur.(...)

Trudno powiedzieć, na ile twórczość Szajewicza czy Icyngera bezpośrednio wpływała na czytelników, czy też słuchaczy, w getcie. . Wiemy jednak, że nawet w "Litzmannstadt" organizowano nielegalne wieczory literackie i spotkania z pisarzami w prywatnych mieszkaniach. Organizowano też publiczne wydarzenia literackie, mogły one jednakże być kontrolowane przez Rumkowskiego lub jego klikę. (...)

W związku z wieczorkami literackimi w lokalach prywatnych znaleźliśmy w archiwum ŻIH pewną liczbę ręcznie pisanych zaproszeń na wieczory literackie na ulicy Gabaja (?) 25 (w październiku 1940 r.), na ulicy Zawiszy 25/20 (także w październiku tego roku) itd. Takie prywatne akcje literackie miały miejsce nawet w styczniu 1944 roku(...) Wieczorki cieszyły się – tak przynajmniej wynika z materiałów – dużym powodzeniem. (...)

(178)

Przedstawiciele Judenratu, którzy poczuli się dotknięci twórczością satyryczną często mścili się okrutnie na jej autorach. Taki los spotkał młodego poetę ze Zduńskiej Woli, Daniela Rozenzafta, który latem 1940 roku napisał piosenkę satyryczną "Świnka" (tekst znajduje się w archiwum ŻIH). Zdrajcy z Judenratu ze Zduńskiej Woli wysłali Rozenzafta następnym transportem i w ten sposób uciszyli tego wyraziciela uczuć mas żydowskich.

Przypadek ten był znany pośród łódzkich pisarzy. Nie zważając jednak na ostrzeżenie płynące z losu Daniela Rozenzafta nadal tworzono w getcie poezję satyryczną przeciwko reżimowi Rumkowskiego. Wiersze te były tworzone nie tylko w jidysz, lecz także po polsku. Liczba ocalałych wierszy po polsku jest mniejsza od tej w jidysz. Jednakże podczas gdy większość twórczości w jidysz była dziełem znanych pisarzy, część polska reprezentowana jest przez autorów młodych, dotychczas nieznanych. Polska twórczość to była przede wszystkim młodzież, w większości lewicowa, nastawiona wojowniczo. Fakt ten wywiera niezatarte piętno na polskiej twórczości getta łódzkiego. Mowa tu oczywiście tylko o dziełach będących w naszym posiadaniu.

Oprócz niezrzeszonych pisarzy tworzących po polsku istniała także w łódzkim getcie zorganizowana grupa młodych poetów piszących w tym języku. Zapisywali swoją twórczość w grubym brulionie, który ukryli. W roku 1950 Żydowski Instytut Historyczny zdołał odnaleźć ten pisany ręcznie zbiór.

(179)

W zbiorze znajduje się 67 wierszy. Dwa z nich to przedwojenne utwory Juliana Tuwima, w których ten wirtuoz języka rozprawia się z polskimi antysemitami, a w szczególności z endeckim publicystą Adolfem Nowaczyńskim. Cała grupa znajdowała się – z punktu widzenia językowego i literackiego – pod sporym wpływem Tuwima. I właśnie na znak swej czci zamieścili oni w swym zbiorku dwa wiersze Tuwima, treść których najbliższa była więźniom getta. Pozostałych 65 wierszy to oryginalna twórczość młodych poetów. Autorami byli: R. Gliksman (podpisywał się "R. G."), L. Asz ("L.A."), M. Fogelman ("M.F."), F. Cigelberg, L. Dudelczik ("L.D.") oraz wielu innych, nieznanych z nazwiska.

W wierszach da się zauważyć wpływy nie tylko Tuwima – choć te były zdecydowanie największe (...), lecz także Aleksandra Puszkina, Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego i żydowskiej poezji proletariackiej.

Na tym tle wyraźnie odcina się drugi opasły zeszyt anonimowego autora z polską poezją łódzkiego getta, który udało nam się odnaleźć. Poświęcony jest on intymnym przemyśleniom, tak jakby okupacja i getto w ogóle nie istniały. W porównaniu z nim poezja grupy młodych twórców jest literaturą o wiele bardziej społeczną i realistyczną. Bogatym językiem i prawdziwie poetyckimi obrazami opisują oni okrucieństwo getta. (...) Głęboka pogarda i bezgraniczna nienawiść dla posługaczy wroga, judenratowo-policyjnych elementów jest motywem przewodnim piosenek satyrycznych przeważających w tym zbiorze.

(180)

Najwięcej – aż 29 wierszy z różnymi motywami gettowymi – jest autorstwa L. Asza. Najbardziej przejmujące są obrazki głodu, satyry wymierzone w Judenrat i policję oraz opisy gettowego więzienia. W mistrzowskiej formie Asz opisuje eskalację głodu. Głód rośnie, a ludzie się kurczą, przewijają się grube, opuchnięte postacie, wszyscy oni utyli jednak w nienaturalny sposób, spuchli z głodu. Zdrowe ręce stają się niezgrabne– ludzie stoją przy maszynach w resortach Rumkowskiego i omdlewają z głodu. Symbolem getta stała się waga – nie ta duża, kilogramowa, lecz najmniejszy ciężar – zarówno ludzki jak i racji żywnościowych – liczony na coraz mniejszej skali. Głód wdziera się do każdej izby zamieszkanej przez ludzi, każda tkanka ludzkiego ciała rozdzierana jest przez dziki głód. Tak oto przewijają się straszliwe obrazki z konania przez twórczość Asza: "Dzień głodu", "Waga", "Kalejdoskop", "Pomyłka", "Chleb", "Koniec głodu", "Historia z getta", "Racja", "Chleb powszedni".

(181)

Jako credo wszystkich autorów tego zbioru może służyć poemat L. Asza "Rewia", w którym opowiada się on przeciwko koncepcji sztuki rozrywkowej, sztuki jako iluzji, sztuki która ucieka od rzeczywistości.

Wszystkie wiersze Gliksmana, Dudelczika, Fogelmana i innych są więc odbiciem rzeczywistości. Drugi autor polskiego zbioru, R. Gliksman jawi się nam jako świadomy, społeczny człowiek. W szeroko zakrojonym wierszu "Anglia ma czas" demaskuje brytyjski i amerykański imperializm(...)

Wymierzone w Judenrat satyry Gliksmana są bardzo konkretne, pozostając przy tym malowniczymi i bogatymi językowo. (...)

(182)

Ten sam temat pojawia się też w satyrach trzeciego autora, Fogelmana, jednakże brakuje im rozmachu i frazy Gliksmana. Twórczość Fogelmana należy do tradycyjnego polskiego gatunku literackiego – fraszki. (...)

Fogelman wyśmiewa i demaskuje "autonomię" getta. Wspaniale! Żydzi mają już swych własnych egzekutorów odbierających biedakom z getta ich ostatnie pierzyny w spośob jeszcze bardziej brutalny niż niegdysiejsi urzędnicy podatkowi. (...)

Zupełnie inny Fogelman objawia się nam w wierszu "Koncert". W getcie odbywa się legalny, lojalny koncert przeznaczony dla tutejszych "elit". Zaszczycił go swą obecnością sam Rumkowski, który powiedział też kilka słów. Damulki błagają, aby zaśpiewać jakąś sentymentalną, moralizatorską piosenkę, na przykład "Pieśni żydowskie" (Jidisze lider) Bajgelmana. Jednakże podczas tego delikatnego, manierycznego koncertu rozbrzmiewa nagle złe, gromkie echo innego koncertu, innego tańca – dance macabre ginącego w mękach głodu getta łódzkiego. (...)

Wizja tańca szkieletów nie była produktem wyobraźni poety. Forma literacka tego zjawiska nie miała nic wspólnego z jakimiś uczuciami mistycznymi. Realna, permanentna zagłada była codziennością łódzkiego getta. Obraz ten zwięźle opisał inny współautor polskiego zbioru – F. Cigelberg, który swojemu wstrząsającemu wierszowi nadał wieloznaczny tytuł "Dzień za dniem".

(183)

Dni ciągnęły się w getcie w ten sam sposób, podobne jeden do drugiego, jedyną zmianą była śmierć. Była to jednak tylko zmiana jednostkowa, dla ogółu tragiczny koniec pojedynczych istot był także szarą codziennością. Cigelberg jest pełen bólu po wywózce najdroższych mu osób na pewną śmierć. Wokół siebie widzi jeden wielki koszmar. Ludzie stają się otępiali, przestają reagować, zatracają podstawowe uczucia. Najgorsze jest jednak – mówi poeta, że całkiem zniknął uśmiech.

Najbardziej świadomy społecznie z całej grupy był L. Dudelczik. Także on w swych wierszach szkicuje obraz okrucieństwa, także on rozwija szeroki opis akcji wymierzonej przeciwko dzieciom ("Noc męki"), także on widzi demoralizację w getcie, przyczyną której jest protekcjonistyczny system Rumkowskiego ("Ballada gettowa") (...) Jednak Dudelczik spogląda głębiej i widzi więcej. Opisuje wyzwolenie, ponowne narodziny i odbudowę. (...)

(184)

Dudelczik zdaje sobie sprawę, że świetlana przyszłość nie będzie rzeczą prostą. Deklaruje w swej twórczości, że aby to osiągnąć należy walczyć. (...)

Kim był Dudelczik - poeta o wielkiej mocy przewidywania, kim byli jego przyjaciele Gliksman, Fogelman i Asz, czy inni anonimowi autorzy ostrych satyrycznych wierszy i opisów zagłady pozostanie na zawsze tajemnicą gruzów Bałut i kominów Oświęcimia. Nie znamy dokładnej biografii tej grupy poetów. Jednak na podstawie ich tekstów można z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że byli to świadomi antyfaszyści, wyrażający prawdziwe uczucia nurtujące masy w getcie łódzkim. Byli to utalentowani ludzie pióra, głęboko nienawidzący oprawców i zdrajców, snujący marzenia o nowym socjalistycznym porządku.

(185)

Mimo, że niewielka część pisarzy przeżyła łódzkie getto, do dnia dzisiejszego nie istnieje obszerniejszy materiał wspomnieniowy, który pozwoliłby choć w części stworzyć jakiś skromny obraz żydowskiego życia literackiego w "Litzmannstadt" oraz cierniowej drogi tych pisarzy. Jedyne, co ukazało się do dziś – książka Tabaksblata "Churban Lodz" (Zagłada Łodzi) (...) w znacznym stopniu fałszuje tę rzeczywistość. (...)

(186)

W ten sposób można stwierdzić z całą stanowczością, że twórczość literacka getta łódzkiego w języku polskim i jidysz nie była wyłącznie literaturą dworską, jak również nie była wyrazem bezgranicznego pesymizmu i rezygnacji. Spuścizna literacka pisarzy, którzy tam zginęli – oprócz kilku omówionych już przypadków – należy do szerokiego nurtu wiernej ludowi literatury żydowskiej.


[ modified 12-03-2006 | Content © Dariusz Dekiert ]