logo

Nachman z Bracławia: Bajka 3 (O chromym.)

 © Tekst polski Dariusz Dekiert 2009

Pewnego razu był sobie mędrzec. Przed śmiercią zawołał do siebie dzieci i krewnych i przykazał im, by podlewali drzewa. „Możecie też zarabiać na życie innymi sposobami, ale to musicie czynić zawsze: Podlewać drzewa.”

Potem mędrzec umarł. Pozostawił dzieci, a wśród nich syna, który nie mógł chodzić. Stać potrafił, ale nie mógł zrobić ani kroku. Bracia jego dawali mu środki na utrzymanie. Dawali mu sporo, tak że jeszcze zostawało. Odkładał sobie więc to co pozostawało ze środków na utrzymanie, aż uzbierała się duża suma. Pomyślał wtedy: „Po co mam otrzymywać od nich wsparcie, lepiej sam zajmę się handlem”. Mimo że nie mógł chodzić, postanowił wynająć furę ze sługą i woźnicą i pojechać z nimi do Lipska, gdzie mógłby zacząć handel – chociaż nie mógł chodzić.

Kiedy rodzina o tym usłyszała, bardzo im się spodobało. Tak samo powiedzieli: „Po co mamy dawać mu pieniądze, lepiej żeby sam na siebie zarobił.” Dołożyli więc jeszcze sporą sumę, aby mógł prowadzić interesy, a on uczynił tak jak zamierzał. Wynajął furę ze sługą i woźnicą i wyjechał. Dotarli do karczmy, a sługa powiedział, że warto w niej zanocować. Jemu jednak nie spodobała się ta propozycja i uparł się, Pojechali dalej, zbłądzili w lesie i napadli na nich zbójcy.

A ze zbójcami była taka historia: Pewnego razu panował wielki głód. Do miasta przybył człowiek i rozgłosił, że kto chce jeść, niech przyjdzie do niego. Przyszło sporo ludzi, a ten wybrał takich, z których nie miał żadnego pożytku. Oddalił ich mówiąc do jednego: „Mógłbyś przecież być rzemieślnikiem”, do innego zaś: „Mógłbyś służyć we młynie” i tak zostawił tylko mądrych chłopaków. Poszedł z nimi do lasu i namówił ich, by zostali zbójcami. „Przechodzą tędy drogi do Lipska, do Wrocławia i innych miejscowości, przejeżdżają ludzie z towarem. Będziemy ich rabować i będziemy mieć pieniądze.” – przemawiał do nich. Tacy oto zbójcy napadli na chromego i jego sługi.

Sługa i woźnica mogli uciekać – uciekli więc. Ale on został na wozie. Zbójcy przyszli do niego, odebrali mu szkatułę z pieniędzmi i spytali go:

Zrabowali mu więc szkatułę z pieniędzmi i konie. Pozostał tak na wozie, a sługa i woźnica, którzy uciekli, pomyśleli sobie: „Zaciągnęliśmy pożyczki u bogaczy. Po co wracać do domu, przecież zakują nas w kajdany. Lepiej zostańmy tu i tutaj będziemy służącym i woźnicą.”

Chromy zaś pozostał na wozie. Tak długo jak miał suchary, które zabrał z domu, jadł je. Gdy skończyły się, nie miał nic innego do jedzenia. „Co robić?” – pomyślał sobie. Stoczył się z wozu, by móc jeść trawę. Nocował sam na polu i ze strachu utracił siły tak, że nie mógł już nawet stać, tylko pełzał. Jadł trawę, która była dookoła niego. Przez cały czas, gdy mógł jej dosięgnąć, jadł, a gdy trawa dookoła niego już się skończyła, tak że nie mógł dosięgnąć, pełzał dalej i dalej jadł. Tak żywił się przez jakiś czas.

Pewnego dnia napotkał zioło, którego nigdy jeszcze nie jadł. Spodobało mu się, bo jadł zioła już dłuższy czas, znał je więc, a takiego jeszcze nie widział. Postanowił wyrwać je z korzeniami. A pod korzeniem był diament. Miał on cztery ścianki, a każda z nich miała inną właściwość. Na jednej ze ścianek było napisane: „Kto za nią chwyci, zostanie przeniesiony na miejsce, gdzie spotyka się dzień z nocą, czyli tam, gdzie spotyka się słońce z księżycem.” Gdy wyrywał ziele z korzeniami, zdarzyło się, że pochwycił diament właśnie za tę stronę.

Przeniosło go więc tam, gdzie dzień spotyka się z nocą. Rozejrzał się i – już tam był. Słyszy jak słońce rozmawia z księżycem. Skarżyło się przed nim: ”Jest takie drzewo, które ma dużo gałęzi, owoców i liści. A każda z gałęzi, każdy liść i każdy owoc ma inną właściwość. Jedno jest dobre na dzieci, inne na utrzymanie rodziny. Jednymi można leczyć choroby, a jeszcze innymi – inne choroby. Każda cząstka tego drzewa jest przydatna do innych celów. Należy je więc podlewać, ba powinno się nawet, bo jest bardzo pożyteczne. Ale przecież ja nie mogę go podlać, świecę tylko na niego i wysuszam.” – skarżyło się słońce.


Wtedy księżyc zawołał do słońca: „Ty to dopiero masz dziwne zmartwienia. Posłuchaj, to opowiem ci, co mnie trapi: „Mam tysiąc gór, a za tymi górami jest następne tysiąc gór. Tam jest miejsce gdzie przebywają demony. Demony te mają kurze łapki i nie mają w nich żadnej mocy, czerpią więc siłę z mych nóg. Z tego powodu nie mam siły w nogach. Mam nawet proszek, który jest lekarstwem na moje nogi, jednak przybywa wiatr i rozwiewa go.”

Wtedy słońce zawołało: „I czymś takim się martwisz? Powiem ci, jakie jest na to lekarstwo. Jest taka droga, od której odchodzą ścieżki. Jedna z nich to ścieżka sprawiedliwych. Gdy sprawiedliwy idzie, sypie się mu pod stopy pył z tej ścieżki. I każdym swym krokiem stąpa po tym pyle. Jest też ścieżka niedowiarków. Gdy taki niedowiarek idzie, sypie się mu pod stopy pył z tej ścieżki. Jest też ścieżka wariatów. Gdy taki wariat idzie, sypie się mu pod stopy pył z tej ścieżki. Są też inne ścieżki, na przykład ścieżka sprawiedliwych, którzy przyjęli na siebie cierpienie, a możni zakuli ich w kajdany. Nie mają wtedy siły w nogach. Udaj się w to miejsce, jest tam sporo tego pyłu, wyleczysz swoje nogi.”

Chromy zaś słyszał wszystko.


Wtedy spojrzał na inną ściankę diamentu, a tam było napisane: „Kto za nią chwyci, zostanie przeniesiony na miejsce, w którym od drogi odłączają się różne ścieżki.” Pochwycił więc za tę stronę. Przeniosło go więc tam, a on położył nogi na ścieżce, proch której jest lekarstwem na nogi i natychmiast został uleczony. Poszedł więc i pozbierał pył ze wszystkich ścieżek, każdy wsypując do osobnego woreczka. Osobno wsypał pył ze ścieżki sprawiedliwych, a osobno inne, każdemu dając inny woreczek. Powiązał wszystkie razem i zabrał ze sobą.


Po namyśle udał się z powrotem do lasu, w którym został obrabowany. Gdy już tam dotarł, wybrał sobie wysokie drzewo, niedaleko od drogi, którą zbójcy wyruszali na rabunek. Wziął nieco pyłu sprawiedliwych i pomieszał go z pyłem wariatów, a potem rozsypał go na drodze. Potem wszedł na drzewo i usadowił się tam, aby zobaczyć co teraz będzie się działo. Widział jak zbójcy wyruszają, gdy herszt wysłał ich na rabunek. Gdy zbójcy weszli na tę drogę nastąpili na pył. Natychmiast stali się sprawiedliwymi i zaczęli głośno zawodzić nad swymi dniami i latami, w których rabowali i zabili tyle ludzi. Był on jednak zmieszany z pyłem wariatów i tak stali się zwariowanymi sprawiedliwymi. Zaczęli się kłócić ze sobą, jeden mówił do drugiego: „To przez ciebie zabijaliśmy”, a drugi mówił: „Nie, to przez ciebie”. Tak się pokłócili, że się wzajemnie pozabijali. Herszt wysłał więc następnych zbójców. I było tak jak przedtem - wzajemnie się pozabijali. I tak było kilka razy, aż zginęli wszyscy.


Gdy chromy zrozumiał, że nie pozostali już żadni zbójcy oprócz herszta i jeszcze jednego, zszedł z drzewa i zmiótł z drogi pył. Potem rozsypał jedynie pył sprawiedliwych i wrócił na swoje drzewo.


Herszt bardzo się dziwił, gdyż wysłał już wszystkich zbójców i żaden jeszcze nie powrócił. Po namyśle poszedł z ostatnim zbójem jaki przy nim pozostał, wszedł na drogę posypaną pyłem i stał się sprawiedliwym. Zaczął krzyczeć do drugiego i zawodzić nad swymi dniami i latami, w których zabił i obrabował tak wiele osób. Rzucił się na groby, zaczął czynić pokutę i wielce się wstydził.


Gdy siedzący na drzewie zobaczył, że hersztowi jest przykro i czyni pokutę, zszedł z drzewa. Tamten, gdy ujrzał człowieka, zaczął głośno krzyczeć: „Biada mi, biada, uczyniłem tak i tak! Proszę cię, natychmiast wyznacz dla mnie jakąś pokutę.” Wtedy odpowiedział mu: „Oddaj szkatułę, którą mi zrabowałeś.” A mieli oni w zwyczaju zapisywać, kiedy i komu coś zrabowali. Herszt odpowiedział mu: „Natychmiast ci ją oddaję. Oddam ci nawet wszystkie skarby które do tej pory zrabowałem. Tylko wyznacz dla mnie jakąś pokutę.” Odpowiedział mu: „Twoja pokuta niech będzie taka: Pójdziesz do miasta i będziesz krzyczał i obwieścisz wszystkim: Jam jest ten, który wtedy przyszedł do miasta i zwołał ludzi a potem z kilku uczyniłem zbójców! Zamordowałem i obrabowałem wiele osób! - Niech to będzie ci za pokutę.” Wtedy herszt oddał mu wszystkie skarby. Poszli do miasta, a on rzeczywiście to zrobił. W mieście zadecydowano, że zabił tyle osób, iż należy go powiesić dla przykładu, jako przestrogę dla wszystkich.


Wtedy chromy pomyślał, że warto byłoby sprawdzić, co dzieje się za dwoma tysiącami gór. Gdy stanął naprzeciwko tych gór ujrzał tam dziesiątki i setki tysięcy rodzin demonów, które rozmnażają się i mają dzieci tak jak ludzie. Są one bowiem bardzo liczne. I zobaczył ich króla, siedzącego na tronie, na którym nie mógł usiąść żaden człowiek. Usłyszał też jak błaznują i opowiadają sobie, jak to jeden zaszkodził dziecku, drugi uszkodził komuś rękę, a jeszcze inny nogę. Bardzo ich to wszystko śmieszyło.


Potem zobaczył jakichś ojca i matkę którzy szli i strasznie płakali i spytał się ich: „Czemu płaczecie?” Odpowiedzieli mu, że mają syna. Miał on w zwyczaju chadzać swoimi ścieżkami. Jednak po pewnym czasie wracał. Lecz dziś upłynęło już sporo czasu odkąd powinien był wrócić, a jeszcze go nie ma. Przyprowadzono ich przed króla. Władca polecił rozesłać gońców po całym świecie, którzy mają go odszukać. Gdy ojciec z matką wychodzili od króla spotkali jednego, który był razem z ich synem. Spytał się ich: „Czemu płaczecie?” Opowiedzieli mu więc. Odpowiedział im: „Opowiem wam: Mieliśmy wyspę na morzu, gdzie było nasze miejsce. Przybył jednak król, do którego wyspa należała i chciał tam wybudować pałac, położył już nawet fundamenty. Wasz syn powiedział do mnie, że mu zaszkodzimy. Poszliśmy tam i odebraliśmy królowi siłę. Wezwał zaraz doktorów, jednak nie umieli mu pomóc. Wezwał więc czarowników i był tam taki jeden czarownik, który znał jego rodzinę. Mojej rodziny nie znał, dlatego też nie mógł mi nic zrobić. Jednak jego rodzinę znał, capnął go i teraz bardzo męczy.” Natychmiast zaprowadzono tego demona przed króla, by opowiedział to jeszcze raz. Władca demonów polecił natychmiast zwrócić siłę tamtemu królowi. Tamten odparł jednak: „Był u nas taki jeden, który nie miał siły, jemu ją daliśmy.” Wtedy władca polecił zabrać siłę tamtemu i zwrócić ją z powrotem królowi. Jednak tamten odparł: „On stał się teraz chmurą.” Wtedy władca polecił znaleźć tę chmurę i przyprowadzić ją tu. Wysłano więc za nią posłańca.


Chromy widząc to wszystko pomyślał sobie: Pójdę za nim, to zobaczę jak ludzie zamieniają się w chmury. Podążył więc za posłańcem i przybył do miasta, nad którym wisiała chmura. Zaczął pytać jego mieszkańców, dlaczego ta chmura nad nimi wisi. Odpowiedzieli mu, że nad tym miastem jeszcze nigdy nie było żadnej chmury. Jednak od jakiegoś czasu ta chmura zawisła nad miastem. Posłaniec zabrał stamtąd chmurę i poszedł z nią. Chromy pomyślał sobie, że pójdzie za nimi i posłucha o czym rozmawiają. Usłyszał jak posłaniec pyta się: „Jak to się stało, że zmieniłeś się w chmurę?” Odpowiedziała mu: „Opowiem ci historię.”


Pewnego dnia był sobie uczony w Piśmie. Cesarz tego państwa był natomiast wielkim niedowiarkiem i całe państwo przekształcił w niedowiarków. Mędrzec poszedł tedy, zwołał swą rodzinę i powiedział im: „Widzicie przecież, że cesarz tego państwa jest wielkim niedowiarkiem i całe państwo przekształca w niedowiarków. Udajmy się lepiej na pustynię, by pozostać przy naszej wierze w Boga, niech będzie błogosławiony.” Przystali na to. Mędrzec wypowiedział Imię i przeniosło ich na pustynię. Jednak ta pustynia im się nie spodobała. Znów wypowiedział Imię i przeniosło ich na inną pustynię. Jednak ona również im się nie spodobała. Znów wypowiedział Imię i przeniosło ich na inną pustynię. Ta im się spodobała. Była ona położona niedaleko dwóch tysiąca gór, mędrzec poszedł więc i uczynił dookoła nich krąg tak, by nikt nie mógł do nich przystąpić.


I było sobie drzewo. Gdyby je podlewano, z nas, demonów, nic by już dawno nie pozostało. Dlatego zawsze ktoś od nas tam stoi by dniem i nocą nie dopuszczać do drzewa żadnej wody.

Posłaniec spytał go: „Po co stać tam dzień i noc, przecież można raz wykopać doły i woda nie będzie już dopływać. Przecież to wystarczy.”


Odpowiedział mu:

Są wśród nas oszczercy, chodzą oni i wzniecają waśnie pomiędzy królami - właśnie stąd się biorą wojny. Podczas wojen ziemia się trzęsie, osypuje się do dołów i dopuszcza wodę do drzewa. Dlatego też ciągle trzeba tam stać i kopać. A gdy nas któryś zostanie królem, wygłupiamy się przed nim i radujemy. Jeden pokazuje jak zaszkodził niemowlęciu i szydzi z matki, która je opłakuje. Drugi zaś inne błazeństwa wyczynia, każdy po swojemu. Kiedy zaś król przybywa już w wielkiej radości, idzie na spacer razem z możnymi swego królestwa i próbują razem wyrwać drzewo. Albowiem gdyby go nie było, wiodło by nam się bardzo dobrze. Król pokrzepia swe serce, by wyrwać drzewo z korzeniami, jednak gdy do niego podchodzi, drzewo straszliwie krzyczy, króla opada lęk i cofa się.


Pewnego razu powstał spośród nas nowy król i bardzo błaznowaliśmy przed jego obliczem. Przybył w wielkiej radości i wielce tym swe serce pokrzepił. Zapragnął wyrwać drzewo z korzeniami, wyszedł na spacer razem z możnymi swego królestwa i jeszcze bardzie serce swe pokrzepił. Popędził więc, by wyrwać drzewo z korzeniami, jednak gdy do niego się zbliżył, wydało ono straszliwy krzyk. Strach go ogarnął i zawrócił w wielkim gniewie. Gdy szedł z powrotem, zobaczył siedzących ludzi, wysłał więc tam swych ludzi by coś im zrobili. Gdy rodzina mędrca ujrzała ich, strach wielki ich ogarnął. Starzec jednak rzekł do nich: „Nie lękajcie się”

Gdy demony przybyły, nie mogły się do nich zbliżyć z powodu kręgu który ich otaczał. Król wysłał więc innych posłańców, jednak oni także nie mogli się zbliżyć. Przybył wtedy sam król w wielkim gniewie i chciał do nich przystąpić, jednak nawet oni nie mógł. Poprosił starca, by wpuścił go do środka. „Ponieważ mnie prosisz” - odpowiedział starzec - „Wpuszczę cię. Jednak to nie przystoi by król przybywał sam. Dlatego też wpuszczę cię z jeszcze jednym demonem.” Otworzył im drzwiczki i weszli, a on zamknął za nimi krąg. Powiedział król do starca: „Jak to się stało że osiedliłeś się w moim miejscu.” „Dlaczego jest to twoje miejsce?” - zapytał starzec. „To jest moje miejsce” - odparł król - „czyżbyś w ogóle się mnie nie bał?” „Nie” - odpowiedział starzec. „W ogóle się mnie nie boisz?” - powtórzył król demonów i stał się nagle wielki do samego nieba, chcąc go pożreć. Starzec odparł: „Ani trochę się ciebie nie boję - jeśli zechcę, to mnie będziesz się bać.” I trochę się pomodlił. Pojawiła się wielka chmura z gromami i błyskawicami, które wymordowały wszystkich. Zginęli wszyscy możni królestwa demonów i nie pozostał nikt oprócz króla i jego sługi, który był razem z nim w kręgu. Król zaczął go prosić, by ten przestał, więc starzec przestał.

Wtedy zawołał król demonów do starca: „Skoro taki z ciebie człowiek, podaruję ci księgę zawierającą wszystkie rodziny demonów. Są bowiem tacy zaklinacze, którzy znają tylko jedna rodzinę demonów, a i to nie do końca. Ja natomiast dam ci księgę, w której zapisane są wszystkie rodziny. Gdyż u króla zapisane są wszystkie. Nawet tacy którzy dopiero się narodzili są też u króla zanotowani.” Król posłał więc po księgę demona który mu towarzyszył (wyszło więc na to, że mędrzec dobrze zrobił wpuszczając do kręgu jeszcze jednego demona, gdyż inaczej kogóż by po nią posłał?), a ten przyniósł mu księgę. Otworzył ją i zobaczył, że w środku rzeczywiście zapisane było tysiące tysięcy, niezliczone rzesze rodzin. Król przyrzekł mędrcowi, że nigdy nie będą już szkodzić ani jemu, ani jego rodzinie. Gdy zaś urodzi się nowe dziecko, trzeba natychmiast dostarczyć im jego portret, tak by rzeczywiście nikogo z rodziny mędrca nic z ich strony nie spotkało.

Po pewnym czasie, gdy przyszedł czas na mędrca by odejść z tego świata, zawołał swe dzieci i przekazał im ostatnią wolę mówiąc: „Pozostawiam wam księgę. Widzieliście, że mam wystarczającą moc, by używać jej w zbożnych celach, a mimo to jej nie używam, wiarę pokładając jedynie w Świętego, niech będzie błogosławiony. Wy też nie powinniście jej używać. Nawet jeśli pośród was znajdzie się taki, który będzie mógł używać jej w zbożnych celach, niech jej nie używa, wiarę zaś niech pokłada jedynie w Świętego, niech będzie błogosławiony.” Po tych słowach mędrzec umarł. Księga zaś była przekazywana z pokolenia na pokolenie, aż przypadła jego wnukowi. Posiadł on wystarczającą moc, by używać jej w zbożnych celach, lecz wierzył mocno w Świętego, niech będzie błogosławiony i nie używał jej, zgodnie z ostatnią wolą mędrca. Jednak oszczercy, a takich przecież wśród demonów nie brakuje, podszeptywali wnukowi mędrca „Masz dorosłe córki, a nie jesteś w stanie ani ich utrzymać, ani wyprawić im wesela. Powinieneś użyć tej księgi.” Nie wiedział, że to demony mu podszeptują i sądził, że podpowiada tak jego serce. Pojechał więc na grób swego dziadka i spytał go: „Nakazałeś przecież w ostatniej swej woli, by księgi nie używać, wiarę pokładając jedynie w Świętego, niech będzie błogosławiony. Jednak dziś serce me podpowiada mi bym jej użył.” Zmarły dziadek odpowiedział mu: „Choć możesz użyć jej w zbożnych celach, lepiej byś wiarę pokładał jedynie w Świętego, niech będzie błogosławiony i nie używał jej. Święty, niech będzie błogosławiony pomoże ci.” Tak też zrobił.

Jednak pewnego dnia król państwa w którym mieszkał wnuk mędrca, ciężko zachorował. Zaczął się zadawać z różnymi doktorami, jednak ci nie potrafili go uleczyć. W królestwie panowały bowiem wielkie upały i przez to nie działało żadne lekarstwo. Król nakazał więc Żydom by się za niego modlili. Widząc to król demonów powiedział: „Wnuk mędrca posiadł wystarczającą moc, by używać księgi w zbożnych celach, lecz jej nie używa. Dlatego też powinniśmy uczynić mu przysługę.” Nakazał mi więc, bym zmienił się w chmurę, by władca tego państwa mógł zostać uleczony przez medykamenty których zażył i które jeszcze zażyje. Wnuk mędrca nic o tym jednak nie wiedział.

Dlatego byłem tam jako chmura – powiedział obłok do posłańca.


Chromy zaś szedł za nimi i słyszał wszystko. Chmurę zaprowadzono przed oblicze króla demonów, ten zaś rozkazał, by zabrano mu siły i zwrócono je królowi, któremu zostały zabrane, zwrócono mu je więc. Wtedy powrócił syn demonów, bardzo wymęczony i bez siły, gdyż bardzo go tam katowano. Był wściekły na czarownika, że tak go torturował. Rozkazał więc swym dzieciom i całej rodzinie, by nieustannie czatowali na tego czarownika. Jednak wśród demonów są przecież oszczercy, poszli oni do czarownika i zdradzili mu, że czatują na niego, niech się dobrze strzeże. Czarownik poczynił więc przygotowania i zawołał innych czarowników, znających inne rodziny demonów, by się przed nimi ustrzec. Syn z rodziną wściekł się na oszczerców, którzy zdradzili jego tajemnicę czarownikowi.


Pewnego razu zdarzyło się, że rodzina poszkodowanego syna i rodzina oszczerców miały razem pełnić wartę przy królu. Rodzina syna poszła wtedy do króla i doniosła na zdrajców, a król wszystkich obecnych oszczerców wymordował. Bardzo to zdenerwowało pozostałą przy życiu rodzinę zdrajców, poszli i wzniecili wielką wojnę pomiędzy królestwami, tak że wśród demonów zapanował głód i nieszczęście, srożył się miecz i zaraza. Wojna ogarnęła wszystkie królestwa, ziemia trzęsła się i osuwała, a drzewo zostało podlane. Z demonów zaś nie pozostało nic, znikły zupełnie. Amen.


[ modified 20-02-2006 | Content © Dariusz Dekiert